Numer 10 - wersja mobilna

Okładka: Kuba Sobczyk
Okładka: Kuba Sobczyk

Bieganie nago po plaży, parzenie kawy na ognisku, tańczenie pod sklepem z podstarzałym rumunem, pierwszy lot samolotem, meldowanie się w hotelach, picie wina o wschodzie słońca, gapienie się na turystów, zabranie ukochanej do Paryża, porozumiewanie się językiem wszechświata, liczenie gwiazd przed snem, zatrucie się lokalnym jedzeniem, przejażdżka samochodem bez dachu, schowanie aparatu na dno plecaka, płakanie po wakacyjnych miłościach, samotna wyprawa w góry, konsumowanie oliwek z rodziną, smarowanie pleców kremem na oparzenia, złapanie na stopa bryczki konnej, szaleństwo na festiwalu, czytanie książek w hamaku, remontowanie mieszkania. Coś z tego na pewno przydarzyło Wam się w wakacje.

10 numer Obscurnego to wielkie podziękowania dla osób, które są z nami i jeszcze większy apetyt na tworzenie, rozmowy o fotografii i odnajdywanie takich zdjęć, które nas poruszają i którymi chcemy się z Wami podzielić.


~ red. naczelna Magdalena Napierała

W numerze:

Szymon Cyglicki

red. Kamil Dratwa

maxmodels.pl/fotograf-cymon.html facebook.com/cymonfotografie/

Fotografia autorstwa Szymona Cyglickiego
Fot.: Szymon Cyglicki

Twoje zdjęcia są bardzo dobre, szcze­gólnie jeśli wziąć pod uwagę, że fotografujesz od 4 lat - uważasz, że masz naturalny talent?

Nikt wcześniej w mojej rodzinie nie przejawiał żadnych twórczych skłonności, więc u mnie pojawiły się one samorodnie. Dzięki mnie w domu pojawiła się pierwsza cyfrówka, która na początku służyła tylko do utrwalania rodzinnych wydarzeń. Brakowało osoby w postaci mentora, która w jakiś sposób nakierowałaby mnie, więc można powiedzieć, że moje prace są wynikiem naturalnego tale­n­tu i wewnętrznych poszukiwań.

Przedstawiasz ludzi jako istoty bezbronne wobec świata i natury. Czy masz wewnętrzne poczucie, że w pewnym momencie świat się “zresetuje”? Natura pokaże pazur i pochłonie tą cała masę plastiku, metalu i betonu, którą wyprodukowaliśmy?

Myślę, że za jakiś czas może dojść do odwetu ze strony natury, warunki na ziemi mogą stać się dużo trudniejsze. W moich pracach, zamiast przedstawiać wizje katastroficzne, skupiam się bardziej na naturze człowieka, na wewnętrznym huraga­nie siejącym spustoszenie w myślach. Jesteśmy częścią natury i pewne skłonności są przez to wpisane w nasz byt. Chciałbym je pokazać w formie postaci będących integralną częścią środowiska, nagich i bezbronnych, które bardziej ulegają niż oddziałują na środowisko.

Przeglądam Twoją galerię, czerń, biel, nieco mrocznie, nastrojowo, a tu nagle... ważka, żabka i motylek! Co sprawiło, że finalnie wybrałeś klimat niepokoju, a nie kolorowe robaczki? Czy ten wybór ma związek z Twoją osobowością?

Umieściłem te zdjęcia, aby pokazać proces moich fotogra­ficznych poszukiwań. To była moja pierwsza zaangażowana działalność w fotografii, jednak na którymś etapie odkryłem, że zachwyt nad różnorodnością przyrody i uwiecz­nienie go jest czymś zbyt ograniczonym. Zacząłem zapraszać ludzi na zdjęcia, to otworzyło zupełnie nowe możliwości pokazania całego spektrum emocji, zabawę gestem i ciałem. Jest to w jakiś sposób związane z moją osobowością, jako osoby ciągle poszukującej, kierującej się emocjo­nalnym kompasem. Odkryłem, że poprzez światło mogę dokumentować swój smutek, strach czy rozczarowa­nie, a nie tylko opowiadać o pięknie natury.

W swojej twórczości starasz się zawrzeć pewien skonkretyzowany przekaz - skąd wzięła się w Tobie potrzeba opowiedzenia czegoś światu? Przeciętnego człowieka interesuje kasa (lub ewentualnie Pokemony), skąd bierze się w młodym człowieku potrzeba tworzenia i opowiadania? Zastanawiałeś się nad tym w ogóle?

Fotografia jest wyjątkowym sposobem przekazania informacji. Umiejętność operowania światłem, świadomość jego wykorzystania otwiera drogę do wielu środków wyrazu, kiedy język staje się niewystarczający. Obraz staje się nośnikiem uczuć i wrażeń, różnych u każdego odbiorcy, bo przepuszczo­nych przez filtry doświadczeń. Ostatnio interesuje mnie fotografia snu - zdjęcia wywołujące napięcie spowodowane wrażeniem reali­z­mu (widzimy rzeczy osadzone w rze­czywistości utrwalone przez fotografie) i nie realizmu (obrazy są niejednoznaczne i wydają się nieprawdziwe). Możliwość tworzenia i oddziaływania na odbiorców sprawia mi niesamowitą satysfakcję, uczucie nieporównywalne do żadnego mi znanego, stąd moja potrzeba tworzenia.

Na zdjęciach przedstawiasz osoby wpisujące się w aktualny kanon urody, mówiąc potocznie osoby “ładne”. Zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego jako fotografowie wybie­ramy właśnie takie jednostki? Czy Twoje zdjęcia straciłyby na przekazie, jeśli bohaterami byliby ludzie nieatrakcyjni fizycznie?

Myślę, że wybieranie osób ładnych jest kwestią estetyzacji obrazów oraz gwarantuje pewną uniwersalność fotografii. W każdej dziedzinie sztuki pojawiają się kanony, artyści za nimi podążają i nie jest to czymś złym. Myślę, że umiejętność pokazania ludzi nieatrakcyjnych na fotografii i uczynienie z ich niedoskonałości zalet to kwestia dojrzałości fotografa, której jeszcze nie osiągnąłem. Być może w przyszłości i takie osoby znajdą się w portfolio Cymona.

Jesteś młody, myślisz, że za 10-15 lat w dalszym ciągu będziesz fotografował?

Do tej pory fotografia jest najbardziej konsekwentną działalnością w moim życiu. Mam jeszcze sporo pomysłów, więc będę potrzebował co najmniej 10 lat żeby je zrealizować.

Fotografia autorstwa Szymona Cyglickiego
Fot.: Szymon Cyglicki
Fotografia autorstwa Szymona Cyglickiego
Fot.: Szymon Cyglicki
Fotografia autorstwa Szymona Cyglickiego
Fot.: Szymon Cyglicki
Fotografia autorstwa Szymona Cyglickiego
Fot.: Szymon Cyglicki
Fotografia autorstwa Szymona Cyglickiego
Fot.: Szymon Cyglicki
spis treści

Olga Szewczuk

red. Kamil Dratwa

facebook.com/szewczukolga

Fotografia autorstwa Olgi Szewczuk
Fot.: Olga Szewczuk

Twoim zamiarem jest wywołanie u widza uczucia niepewności, starasz się tworzyć klimat niepokoju, który dryfuje w stronę horroru. Dlaczego wzbudzać w odbiorcy tak negatyw­ne uczucia? Oczywiście są ludzie, którzy szukają takich wrażeń - co nimi kieruje? Dlaczego niektó­rzy odbiorcy chcą czuć strach?

Prace, które przedstawiam, są nośnikiem moich uczuć i emocji. Towarzyszą mi każdego dnia i pokazują świat widziany moimi ocza­mi. Fotografie kreuję w taki sposób, aby były odzwier­ciedleniem tego co odczuwam, tak aby pokazywały moją estetykę oraz - przede wszystkim - to co jest we mnie. Dlatego uważam, że chociaż moje prace mogą wywołać niepewność, smutek czy poczucie samotności to w tym przypadku nie należy tych uczuć określać mianem pejoratywnych. Prezentując moje fotografie nie chcę wzbudzać złych czy negatywnych odczuć, chcę pokazać część siebie - to jest jedyny sposób, w który mogę się otworzyć na innych ludzi.

Strach czy świadomość śmierci daje nam adrenalinę, poczucie, że żyjemy i mamy do tego jakiś sensowny powód. Zapewne dlatego jest tylu amatorów mocnych wrażeń. Chcą doznać skrajnych emocji, od nega­tywnych po pozytywne i nieco urozmaicić sobie egzystencję. Osobiście, nie lubię jednoznacznego określania, że coś jest złe lub dobre. W moim życiu często odczuwałam pustkę, samotność czy ból, jednak nie uważam tego za negatywne doświadczenia, ponieważ zazwyczaj to one pokazywały mi dalszy cel i były bodźcem do nowych działań.

Czy nie wydaje Ci się, że konwencja mroku została już wyeksploatowana? Myślisz, że jesteś w stanie pokazać coś nowatorskiego?

Koncepcja mroku była eksploatowana na różne sposoby, jednak myślę, że furtka jest ciągle otwarta. Moim zdaniem w sztuce zawsze można stworzyć coś nowatorskiego i właśnie do tego dążę. Codziennie oglądam dziesiątki świetnych, wręcz genialnych prac, jednak bardzo często widzę w nich nie dzieła ukończone, lecz takie, które w moim odczuciu powinny być dopiero początkiem dalszych rozważań artystycznych.

Czy potrafisz wskazać utwór lite­racki, który oddaje klimat Twoich fotografii? Jakie utwory mają wpływ na Twoją twórczość?

Poezja i muzyka mocno odziałuje na moje prace, to źródło mojej inspiracji. Od dawna zafas­cynowana jestem muzyką Doom- i Black metalową. Utwory zespołów takich jak Katatonia, Opeth, Mayhem czy Immortal towarzyszyły mi odkąd pamiętam. Wpływ miała również twórczość Edgara Allana Poe, Tolkiena i Franka Herberta, których pokochałam w dzieciństwie. Najlepiej moje prace opisują utwory “What could have been” zespołu Novembers Doom, “For my demons” Katatonii i “Blackest ov the black” grupy Behemoth.

Jak myślisz, czy dziś dobra fotografia kogoś w ogóle obchodzi? Wydaje Ci się, że ktokolwiek zwraca jeszcze uwagę na treść fotografii skoro Internet przytłacza miliardami obrazków?

Rzeczywiście media zalewają nas codziennie miliardem zdjęć i oczywiście jest grupa osób, która nie zwraca uwagi na dostarczane im informacje i obrazy. Jednak w moim środowisku większość osób potrafi rozróżnić dobrą fotografię od tej złej. Zależy to w dużej mierze od wykształcenia i chęci obcowania z tą dziedziną sztuki. Cały czas powstają genialne zdjęcia, przesiąknięte historią, pełne treści i wyrazu - nikt nie przechodzi obok nich obojętnie. Co więcej, zazwyczaj trud w nie włożony jest doceniany, nie tylko w konkursach, ale również przez internetowych odbiorców.

Fotografia autorstwa Olgi Szewczuk
Fot.: Olga Szewczuk
Fotografia autorstwa Olgi Szewczuk
Fot.: Olga Szewczuk
Fotografia autorstwa Olgi Szewczuk
Fot.: Olga Szewczuk
Fotografia autorstwa Olgi Szewczuk
Fot.: Olga Szewczuk
Fotografia autorstwa Olgi Szewczuk
Fot.: Olga Szewczuk
Fotografia autorstwa Olgi Szewczuk
Fot.: Olga Szewczuk
spis treści

Kuba Sobczyk

red. Kamil Dratwa

Fotografia autorstwa Kuby Sobczyka
Fot.: Kuba Sobczyk

Pierwsze pytanie będzie nieco zaczepne, ale nie mogłem się powstrzymać: czy uważasz za stosowne używanie środków pirotechnicznych na terenie Tatr?

Przyznam szczerze, że nigdy nie przejawiałem zbyt wyśrubowanych wewnętrznych norm etycznych. W przypadku terenów naturalnych wykorzystywanie pirotechniki w żaden sposób nie zaszkodziło przyrodzie, zwłaszcza zimową porą. Gdybym znajdował się na terytorium potencjalnie zagrożonym wybuchem pożaru, starałbym się zachować wzmożoną ostrożność. Zwłaszcza, iż Tatry to jedno z miejsc do których bardzo chętnie wracam, gdy tylko pogoda dopisuje.

qbot.pro

Czy lightpainting jest dla Ciebie tylko pewnego rodzaju epizodem, krótką fascynacją czy to przygoda na dłużej?

Obawiam się, że będę w stanie to ocenić dopiero z dłuższej perspektywy czasu. Jak na chwilę obecną mój “staż” jako lightpainter'a wynosi ponad siedem lat… i jak do tej pory żaden konkurencyjny nurt nie zdołał mnie w większym stopniu zainteresować. Nie oznacza to wcale, żebym ograniczał się na co dzień tylko i wyłącznie do zdjęć nocnych - od kilku wiosen staram się regular­nie kultywować solarigrafię oraz fotografię w pod­czerwieni.

Skąd się wzięło zamiłowanie do nocnych zdjęć? Dlaczego nie wybrałeś fotografowania krajobrazów o złotej godzinie tylko właśnie machanie “lampkami” po nocach?

Pierwsza odpowiedź cisnąca się na usta brzmi: z rozsądku. Kraj­obrazów, architektury czy też portretów uwiecznionych podczas złotej godziny powstały miliony. Powielać klisze istniejące od pokoleń? Niezbyt to konstruktywne moim skromnym zdaniem. “Ciemna strona” fotografii pociągała mnie bardziej, zarówno ze względu na swoją umiarkowaną popularność, jak i rezultaty, które dzięki niej mogę osiągnąć. Parafrazując klasyka: “Koń jaki jest, każdy widzi”, a ja do tego przysłowiowego konia jestem zawsze w stanie dodać coś od siebie.

Możesz zdradzić jakiś ciekawy patent na osiągnięcie spektakularnego efektu? Np. jak wykonać świetlną kulę albo jak uzyskać efekt “świetlnego dymu”.

Główny patent zowie się cierpliwość. Całą resztę załatwią sztuczne źródła światła z pobliskiego sklepu elektrycz­nego. Świetlista kula, bardziej znana pod terminem “Orb” powstaje przy pomocy sztywnego kabla i dowolnego, dookólnego źródła promieniowania. Celem uzyskania “dymu” wystar­czy szybko i nieskoordynowanie wymachiwać giętkim neonem.

Jaki jest Twój fotograficzny cel? Co chciałbyś osiągnąć w tej dziedzinie? Po co robisz zdjęcia?

Pragnąc odpowiedzieć szczerze musiałbym rzec: dla zasady… A może i nieco z przyzwyczajenia? Choć muszę wyraźnie zaznaczyć, iż będąc na etapie poznawania i eksplorowania możliwości, jakie oferuje fotografowi lightpainting odczuwałem niemałą przyjemność. Obecnie doznaję znacz­nie mniej ekscytacji, gdyż z czasem łatwo mi przewidzieć w jakich warunkach dane światło da określony wynik. Cóż chciałbym osiągnąć? Jednym z utopijnych pragnień jest skonstruowanie narzędzia do malowania światłem własnego projektu, pozwalającego otrzymać unikalny efekt na zdjęciu. Patrząc przez pryzmat dokonań czołowych lightpainter'ów na świecie szanse są niewielkie.

Fotografia autorstwa Kuby Sobczyka
Fot.: Kuba Sobczyk
Fotografia autorstwa Kuby Sobczyka
Fot.: Kuba Sobczyk
Fotografia autorstwa Kuby Sobczyka
Fot.: Kuba Sobczyk
Fotografia autorstwa Kuby Sobczyka
Fot.: Kuba Sobczyk
Fotografia autorstwa Kuby Sobczyka
Fot.: Kuba Sobczyk
Fotografia autorstwa Kuby Sobczyka
Fot.: Kuba Sobczyk
Fotografia autorstwa Kuby Sobczyka
Fot.: Kuba Sobczyk
Fotografia autorstwa Kuby Sobczyka
Fot.: Kuba Sobczyk
spis treści

Konstancja Nowina Konopka

red. Magdalena Napierała

konstancjanowinakonopka.com

Fotografia autorstwa Konstancji Nowiny Konopki
Fot.: Konstancja Nowina Konopka

Zadam pytanie z opisu wystawy - jak wiele trzeba dokonać złych uczyn­ków, żeby stać się dorosłym?

Myślałam, że tytuł wyjaśnia wszystko - 1001 złych uczynków, oczywiście!

Patrząc na dzisiejszą młodzież ciśnie się na usta slogan – za moich czasów było inaczej, lepiej. W Twoich zdjęciach widać jednak dzikość, zabawy na podwórkach, wolność. Je­d­nak to dalej funkcjonuje? Dzieciaki dalej krzyczą ,“mamo rzuć piłkę”?

Z moich obserwacji wynika, że dzieci bawiące się na podwórku, w tak nieskrępowanym stopniu jak w “naszych czasach” - to jest duża rzadkość, niestety współcześnie nazywana przez większość patologią. Świat chłopców z Zabrza, o którym opowiadam, znika na moich oczach.

Ciekawy zbieg okoliczności, ale teraz kiedy rozmawiamy, jestem na swoim starym podwórku. Aktualnie mam remont w domu i mieszkam chwilowo u Mamy “Na Wieczystej”, na jednym z krakowskich osiedli, tutaj się wychowałam. Mogę obserwować jak przez te kilkadziesiąt lat przeobraziło się miej­sce, w którym spędziłam swoje dzieciństwo. Ciężko mi już tutaj iść na skróty, jak kiedyś. Wyrosło w tej przestrzeni kilka nowych domów, ale nie tak wiele, jak wiele wyrosło ogrodzeń! Każda wspólnota mieszkańców broni swoich trawników, krzaczków i rabatek jak niepodległości. Zakaz zabawy na zieleńcu jest już wszędzie normą. Oczywiście nie można zarzucić władzom miasta, deweloperom, czy administracjom budynków, że nie ma placów zabaw i boisk do gry. Place zabaw oczywiście są, nawet z daleka odznaczają się na kolorowo i odblaskowo. Czasami tak mocno odznaczają się w przestrzeni miejskiej, że trudno na to patrzeć i nie wiem jak można się tam bawić. Te ordynarne place zabaw nie pozostawiają jednak zbyt wiele wyobraźni. Na osiedlach dzieci mogą bawić się w miejscach do tego przeznaczonych. Miejska zieleń jest dla ozdoby - nie do zabawy. Miejska zieleń nie jest już ani dla psów, ani dla dzieci. I przyznasz mi racje, że trochę się zmieniło…?

Pamiętam z dzieciństwa, że mój teren do zabaw to były nie tylko huśtawki i piaskownica. Mój teren do zabaw niczym się nie odznaczał i sięgał tak daleko, jak czas, który miałam przeznaczony na zabawę. Na zakazy rodziców, każdy z nas miał swój sposób. Do dnia dzisiejszego moja mama nie wie, że wchodziliśmy przez deszczowe studzienki do kanałów. Na murach dałam też wielokrotnie wyraz swojej obecności na tym świecie. Czy ktoś nas pilnował? I tak i nie. Trochę podobnie jak u chłopców z Zabrza. Sąsiedzi się znali, więc trzeba było uważać, żeby ktoś nie doniósł potem tacie, mamie czy babci. Podwórka pilnował cieć, którego wszystkie dzieci się bały, bo bił miotłą. Teraz podwórkiem zarządza firma wyłoniona przez wspólnotę w przetargu. Jedni są od zieleni, inni od sprzątania.

Dawniej występował tzw. czynnik ludzki, którego teraz nie ma. Dzieci bawiły się “na wolności”, ale byli też wtedy “prawdziwi dorośli” w oknach i na podwórku. Dzisiaj nie znamy sąsiadów, mamy z nimi słabe relacje. Dom stał się sypialnią, a nie miejscem w którym się żyje. Wygodniej odpoczywa się po pracy anonimowo. Dawniej rabatka to była przyjemność i okazja do spotkań towarzyskich, teraz to problem. Odpowiadając na Twoje pytanie, czy teraz jest lepiej, czy dawniej było lepiej - opowiem Ci co robiły moje dzieci w czasie, kiedy ja jeździłam robić ten materiał.

W czasie kiedy opowiadałam historię “1001 złych uczynków” o pełnym przygód, pełnokrwistym dzieciństwie chłopców z Zabrza… w tym samym czasie, moimi dziećmi opiekowali się dorośli: tato, babcia, dziadek lub niania. W tym samym czasie, kiedy powstawały zdjęcia, ktoś z dorosłych zawoził moje dzieci autem do szkoły i na zajęcia dodatkowe. W tamtym samym czasie ktoś z dorosłych czasami zabierał moje dzieci na wyznaczony plac zabaw lub na wyreżyserowaną przez dorosłych zabawę, podczas której pewnie “uczyły się czegoś” i “poznawały świat”. Ktoś dorosły decydował o tym, czy jadą na warsztaty, wycieczkę, do kina czy graja na komputerze, czy oglądają bajki w tv. Ktoś dorosły to projektował. Dzisiaj podwórko to bardziej gra online, w której tworzy i eksploruje się światy, w czasie rzeczywistym z podobnie “zaopiekowanymi” kolegami z klasy i ze szkoły. To trochę taka namiastka “naszej” wolności, ”naszego” podwórka. W dużych miastach, większość dzieci tak właśnie spędza czas. Nie czuję się komfortowo opowiadając o tym. Jestem częścią tamtego i tego świata, śrubką, trybikiem tych zmian i konsumentem nowego stylu życia. Jednocześnie myślę, że “nasze” dzieciństwo z czasów PRL w dzisiejszych czasach należałoby nazwać patologią. Kontynuacją tego tematu jest mój inny projekt: “Minecraft”.

Do młodzieży ciężko się zbliżyć, aby uchyliła rąbka tajemnicy swego świata obcemu, dorosłemu. Jak udało Ci się wzbudzić zaufanie i pozwolić się fotografować?

Poznałam chłopców zupełnie przypadkiem na ulicy. Realizowałam inny temat i czekałam na umówione spotkanie. Nudziłam się trochę, ponieważ bohater się spóźniał. Zobaczyłam wtedy dwóch chłopców. Dopiero poźniej poznałam całą piątkę. Jeden ciągnął sanki, a drugi siedział na nich i palił papierosa. To była taka sytuacja, w której postanowiłam zrobić zdjęcie. Zdjęcie wyszło słabo. Chłopcy zorientowali się, że robię im zdjęcie i zaczęli się wygłupiać. Znikli za domami, potem pojawili się w innym miejscu.

Na początku naszej znajomości to chłopcy byli dużo bardziej ciekawi mnie, niż ja ich. Miałam na szyi aparat z dużym, reporterskim obiektywem, który zawsze dodaję mi odwagi i wyjaśnia moje intencje. Myślę, że byłam wówczas dla chłopców dziwnym, ciekawym, obcym elementem na ich osiedlu, a oni się nudzili. Nie starałam się nawet zyskać ich przychylności. Nie planowałam o nich opowiadać. Robienie materiału o dzieciach wydawało mi się dosyć ryzykowne z wielu powodów. Po pierwsze w dzisiejszych czasach niezręcznie jest zaczepiać dzieci na ulicy i robić im zdjęcia. Po drugie, trudno jest uzyskać zgodę rodziców na publikację. Po trzecie… historia o dzieciakach? To brzmi banalnie. Zrobiłam im kilka zdjęć, ale wciąż nie był to dla mnie żaden temat. Miesiąc później przyjechałam powtórnie do Zabrza w związku z innym projektem zdjęciowym. Po raz kolejny spotkałam tych chłopców. Chwilę rozmawialiśmy. Za trzecim razem przyjechałam już tylko dla nich. Nie umawialiśmy się. Nie wiedzieli, że postanowiłam przyjechać do nich. Udało mi się dość szybko znaleźć chłopców na osiedlu. Planowali coś. Nie byli już mną tak zainteresowani jak poprzednio, więc bez entuzjazmu pozwolili mi towarzyszyć podczas zabawy. I tak się zaczęło…

Wystawa w Muzeum Sztuki Współczesnej we Wrocławiu, nagroda w konkursie Lens Culture Student Photography Awards - czy sukcesy Cię napędzają? Nad czym teraz pracujesz?

Sukcesy napędzają i cieszę się, kiedy się przydarzają. Wywiady, wystawy i publikacje są bardzo potrzebne do promocji fotografii. Nie robię zdjęć, żeby chować je sobie do szuflady. Chętnie dzielę się moim obserwacjami, ale najbardziej lubię podróżować, poznawać różne miejsca i ludzi. Moi przyjaciele wiedzą, że jestem bardzo przywiązana do auta. Do tego stopnia, że wiele razy pytali mnie, czy gdybym musiała wybierać, wybrałabym auto czy aparat fotograficzny? Zawsze odpowiadam, że auto. Auto daje mi poczucie wolności i bezpieczeństwa, umożliwia przemieszczanie i podró­żowanie w dowolnym czasie oraz zatrzymanie się, kiedy tylko chce. Pozwala poznawać i przeżywać. Natomiast aparat fotograficzny pozwala tylko utrwalać podróż i przeżycia. Auto jest, żebym mogła to mieć, a aparat fotograficzny, żeby móc się tym dzielić.

Aktualnie pracuję nad projektem “Pan A i betonowy smok o wielu głowach”. To przede wszystkim historia o samotności. Tytułowy Pan A żyje samotnie w niezwykłym domu, starej przepięknej, przedwojennej willi, otoczony ze wszystkich stron apokaliptycznym krajobrazem i betonowymi konstrukcjami elektrociepłowni. Każdego dnia podejmuję walkę o przetrwanie, będąc trochę na marginesie życia, ponieważ wszystko co robił do tej pory przestało być ważne dla rodziny i społeczeństwa. Pan A jest przywiązany do domu i miejsca w którym się urodził. Po pewnym czasie przestaje dostrzegać jednak, że otoczenie zmienia jego dom i życie. Nie zauważa niszczycielskiej siły krajobrazu elektrociepłowni. Ciągle jest u siebie, choć nie ma już tego, co miał kiedyś.

Fotografia autorstwa Konstancji Nowiny Konopki
Fot.: Konstancja Nowina Konopka
Fotografia autorstwa Konstancji Nowiny Konopki
Fot.: Konstancja Nowina Konopka
Fotografia autorstwa Konstancji Nowiny Konopki
Fot.: Konstancja Nowina Konopka
Fotografia autorstwa Konstancji Nowiny Konopki
Fot.: Konstancja Nowina Konopka
Fotografia autorstwa Konstancji Nowiny Konopki
Fot.: Konstancja Nowina Konopka
Fotografia autorstwa Konstancji Nowiny Konopki
Fot.: Konstancja Nowina Konopka
Fotografia autorstwa Konstancji Nowiny Konopki
Fot.: Konstancja Nowina Konopka
spis treści

Marcin Kulikowski

red. Kamil Dratwa

marcin-kulikowski.pl

Fotografia autorstwa Konstancji Marcina Kulikowskiego
Fot.: Marcin Kulikowski

Solarigrafia stoi w kompletnej opozycji do współczesnej fotografii. Zamiast perfekcyjnego obrazu złożonego z dziesiątek megapikseli otrzymujemy zaledwie jego dość niewyraźną namiastkę, a na domiar złego, na finalny efekt musimy czekać kilka miesięcy. Gdzie tu radość fotografowania? W czym objawia się przewaga solarigrafii nad nowoczesnymi technikami? Czy to chodzi o coś więcej niż o sam obrazek?

Na początku przygody każdy solarigrafista, szczególnie osoba niecierpliwa musi przemęczyć te pierwsze ciężkie miesiące. Po głowie krążą wtedy różne myśli: Czy dobrze włożyłem papier? Czy coś nie przysłoniło otworka? Czy puszka wciąż tam wisi? A może zajrzę trochę wcześniej? Z czasem, kiedy mamy powieszonych 50, 150, 250 puszek, już nie nadążamy z ich ściąganiem. Zdarza się, że niektóre puszki wiszą nawet po 2 lata. Co do samej czystej radości najpiękniejsza chwila przychodzi, kiedy otwieramy puszkę i wyciągamy pięknie naświetlony negatyw.

O czym marzy twórca solarigrafii? Bo przecież nie o nowym, ostrym jak brzytwa obiektywie! Czy masz jakieś wymarzone miejsce, w którym chciałbyś zostawić puszkę?

Przede wszystkim, każdy solarigrafista marzy, aby jego puszko-aparat przetrwał te długie miesiące, aby żadna ciekawska osoba nie dobrała się do niego, aby ptaki nie wydziobały nowego otworka, a woda nie zalała papieru. Oczywiście w głębi serca liczymy na piękny negatyw. Co do wymarzonego miejsca na puszkę, to jest to każde miejsce, w którym przetrwa ona przynajmniej pół roku nienaruszona. Im bliżej ciekawego obiektu tym lepiej.

Czy nie obawiasz się, że przyczepianie przedmiotów niewiadomego przeznaczenia do obiektów znajdujących się w przestrzeni publicznej zostanie uznane za działalność wywrotową? Niby śmieszne pytanie, ale jestem przekonany, że w obecnej sytuacji informacja o człowieku umieszczającym dziwne przedmioty na budynkach w centrum miasta wywołałaby zdecydowaną reakcję służb.

Zgadza się, w najlepszym wypadku przy interwencji służb trzeba udowodnić, że to nic niebezpiecznego, a jedyny sposób to pokazanie co jest w środku. Oczywiście w efekcie mamy prześwietlony papier i możemy iść do domu. Zdarzały się przypadki, kiedy to policyjne służby specjalne musiały użyć robota saperskiego. Czasem saperzy detonują puszki na poligonach. Z tych wszystkich powodów ukrywamy puszki jak tylko się da. Niekiedy sam nie mogę znaleźć przez to swoich zakamuflowanych puszek. Czasem korzystamy z zasady “Najciemniej pod latarnią” i po prostu w biały dzień kleimy puszki w centrum zatłoczonego miasta.

Jak może wyglądać zestaw dla początkującego solarigrafa? Chodzi mi o taki sprawdzony pakiet startowy dla osoby, która chciałaby spróbować i przy tym się nie zniechęcić. Jaki wybrać papier? Z czego najlepiej wykonać puszkę i jak zrobić otwór? Jak długo naświetlać? Czy jest szansa na uzy­skanie dobrych efektów w szybkim czasie czy raczej trzeba wielu prób, aby cokolwiek się udało? A może jakieś inne rady dla “zielonych”?

Na początku musimy zdobyć materiał światłoczuły - w tym wypadku jest to czarno-biały papier fotograficzny (to ta trudniejsza część). Następnie, jak to mówi mój kolega, idziemy do sklepu spożywczego i wybieramy sobie aparat. Na początek może być puszka po energetyku. Potrzebna nam jeszcze będzie igła i taśma izolacyjna. Pozbywamy się energetyka, wycinamy denko, robimy niewielki otworek na środku puszki, wkładamy papier, zaklejamy denko i gotowe. Przyklejamy puszkę skierowaną najlepiej na południe. Po pół roku jesteśmy solarigrafistami. Tak się zaczyna, ale tak naprawdę do uzyskania ostrego, ciekawego obrazu potrzeba trochę więcej wysiłku.

W ruch idą igły do akupunktury, papiery ścierne o gradacji 2500 i wyżej, mikroskopy do sprawdzania otworków, programy, które obliczają wielkość otworu w stosunku do odległości od papieru itp. Najlepsza rada, jaką mogę dać to: po prostu zacznijcie to robić, a wszystko się jakoś ułoży. W internecie można znaleźć dużo informacji na ten temat, środowisko solarigrafistów jest bardzo przyjazne i z chęcią pomaga początkującym. Tak więc życzę powodzenia, dużo światła i ciekawych efektów.

Fotografia autorstwa Konstancji Marcina Kulikowskiego
Fot.: Marcin Kulikowski
Fotografia autorstwa Konstancji Marcina Kulikowskiego
Fot.: Marcin Kulikowski
Fotografia autorstwa Konstancji Marcina Kulikowskiego
Fot.: Marcin Kulikowski
Fotografia autorstwa Konstancji Marcina Kulikowskiego
Fot.: Marcin Kulikowski
spis treści

Aaron Moth

red. Magdalena Napierała

aaron-moth.tumblr.com

Autor fotografii Aaron Moth
Fot.: Aaron Moth

Patrząc na Twoje fotografie myślę o tym, że współcześni mężczyźni przeżywają kryzys, są trochę zagubieni. Czy właśnie to chciałeś pokazać?

W pewnym sensie tak. Zgodzę się, że współcześni mężczyźni są zagubie­ni. Większość z nich to ukrywa, bo przecież muszą być uważani za tych silniej­szych, natomiast, kiedy zamykają się w swoich czterech ścianach mogą ściągnąć swoją maskę. Mają kompleksy, są bezbronni i samotni. Nie chcę bawić się w stereotypy, chcę ukazać tą bardziej wrażliwą cząstkę mężczyzny, która według mnie jest bardziej mistyczna i warta poznania. Istotne jest dla mnie również samo celebrowanie męskiego ciała, które ma ukryte wiele pięknych cech, a równocześnie nie jest tak często ukazywane jak kobiece.

Akt męski nie jest zbyt popularny, ciężko go gdziekolwiek podziwiać. Jak sądzisz dlaczego? Czy potrzeba nam więcej mężczyzn w fotografii, w sztuce, w kulturze? Może to jest właśnie odzwierciedlenie tego kryzysu.

Myślę, że tylko w Polsce akt męski nie jest aż tak popularny. Za naszą zachodnią granicą sztuka erotyczna nie jest już aż tak zaskakująca. Może inaczej, ludzie chętniej ją odkrywają i poznają, nie wstydzą się. No i społeczeństwo jest bardziej otwarte. Z mojego doświadczenia wiem, że faceci z wielkim trudem się rozbierają. Męskie akty ciagle są tematem tabu. Uważam, że męskie ciało, bez względu na to jak wygląda, jest niesamowitą inspiracją i pragnę ciągle z niego czerpać pomysły. Wiem, że nie jest to prosta droga, ale chcę kontynuować swoje zamierzenie.

Nazwą projektu nawiązałeś do figury idealnej, czym jest dla Ciebie “Quadrat”?

“Quadrat” jest dla mnie figurą magiczną oraz idealną. Zamyka mój świat w czterech, równych, pro­stych liniach. Jego kąty są wyrazem męskości, ostrości i drapieżności. Mimo, że moje zdjęcia są w jakiś sposób sensualne, opowiadają historię mężczyzn. Trochę zagubionych, trochę zawstydzonych, a przede wszystkim samotnych. Samych w swoim małym, zamkniętym świecie. Sami ze sobą. Poza nim są inni, czasami nienaturalni, zbyt pewni siebie, zapatrzeni we własne ja. Dlatego “Quadrat” to też trochę moja historia, którą pokazuję w moim idealnym kadrze.

Gdzie można zobaczyć Twoje prace?

Poza ciągłym rozwijaniem serii “Quadrat” mam zamiar stworzyć jeszcze inne projekty w fotografii. Mam nadzieję, że w niedługim czasie ujrzą one światło dzienne. W tym momencie moje prace można oglądać na moim fanpage na Facebooku, oraz na platformie Tumblr pod adresem: aaron-moth.tumblr.com.

Autor fotografii Aaron Moth
Fot.: Aaron Moth
Autor fotografii Aaron Moth
Fot.: Aaron Moth
Autor fotografii Aaron Moth
Fot.: Aaron Moth
Autor fotografii Aaron Moth
Fot.: Aaron Moth
Autor fotografii Aaron Moth
Fot.: Aaron Moth
Autor fotografii Aaron Moth
Fot.: Aaron Moth
Autor fotografii Aaron Moth
Fot.: Aaron Moth
spis treści

Strefa Kibica

Jerzy Rzechanek

Pszczyna, mecz: Polska - Portugalia, Euro 2016.

jerzyrzechanek.blogspot.com

Fotografia autorstwa Jerzego Rzechanka
Fot.: Jerzy Rzechanek
Fotografia autorstwa Jerzego Rzechanka
Fot.: Jerzy Rzechanek
Fotografia autorstwa Jerzego Rzechanka
Fot.: Jerzy Rzechanek
Fotografia autorstwa Jerzego Rzechanka
Fot.: Jerzy Rzechanek
Fotografia autorstwa Jerzego Rzechanka
Fot.: Jerzy Rzechanek
Fotografia autorstwa Jerzego Rzechanka
Fot.: Jerzy Rzechanek
spis treści

Sztukmistrze

Michał Patroń

Lublin 2016

michalpatron.pl

Fotografia autorstwa Michała Patronia
Fot.: Michał Patroń
Fotografia autorstwa Michała Patronia
Fot.: Michał Patroń
Fotografia autorstwa Michała Patronia
Fot.: Michał Patroń
Fotografia autorstwa Michała Patronia
Fot.: Michał Patroń
Fotografia autorstwa Michała Patronia
Fot.: Michał Patroń
Fotografia autorstwa Michała Patronia
Fot.: Michał Patroń
Fotografia autorstwa Michała Patronia
Fot.: Michał Patroń
Fotografia autorstwa Michała Patronia
Fot.: Michał Patroń
spis treści

warsztaty-fotograficzne.org

fot. uczestnicy warsztatów: Anna Nicto, Jarosław Wiślak, Katarzyna Pawlikowska

Fotografia autorstwa Katarzyny Pawlikowskiej
Fot.: Katarzyna Pawlikowska

Jesień to czas powrotów do nauki. Jak wiadomo, człowiek uczy się całe życie. Fotograf może czerpać inspirację z grupy twórczej, poszerzyć swe horyzonty, a tym samym inaczej spojrzeć na sztukę. Takie zapotrzebowanie speł­niają warsztaty-fotograficzne.org, które są istniejącymi już od kilkunastu lat autorskimi warsztatami fotografii twórczej na Śląsku. Bazują na doświadczeniu artystycznym, filozoficznej postawie ich pomysłodawcy i - co pewnie nie zaskakuje - głównego prowadzącego Artura Rychlickiego. Jednym z podstawo­wych założeń zajęć jest teza, być może błędna lub naiwna, że działalność fotograficzna musi być oparta na pełnej świadomości artystycznej, estetycznej. Ta wydawałoby się dość oczywista, żeby nie powiedzieć banalna myśl w dobie dzisiejszej niestety nie jest szczególnie popularna.

Zajęcia mają charakter indywidualny, dostosowany do potrzeb i zainteresowań twórczych uczestni­ków. Czas trwania zajęć jest nielimitowany, uczestnikom udostępniamy też bez dodatkowych opłat “ciemnię analogową”, stanowiska komputerowe oraz studio fotograficzne. Jeden cykl zajęć trwa dziewięć miesięcy podczas których uczestnik poznaje pełen zakres zagadnień technicznych (w tym również z zakresu kompozycji obrazu) związanych z fotografią oraz najważniejsze zagadnienia artystycz­ne, estetyczne i historyczne związane z ogólnym rozwojem świata sztuki. Równolegle realizowane są indywidualne projekty artystyczne uczestników zajęć, na rozwój których prowadzący kładą duży nacisk.

Od paru lat na naszych zajęciach pojawił się dodatkowy cykl spotkań. Tzw. “zajęcia dogeniuszające”. Nazwę tę zapożyczyliśmy u Witolda Gombrowicza, zaś celem tych dodatko­wych spotkań jest poznanie myśli oraz poglądów na sztukę i świat innych artystów - niekoniecznie związanych z fotografią. Do “lektur”, które na tych zajęciach czytamy należą m. in. “Świat bezprzedmiotowy” K. Malewicza, “O duchowości w sztuce” W. Kandin­skiego, wybrane pisma T. Kantora, czy oczywiście, “Światło obrazu” R. Barthesa. Zajęcia te nie są stricte fotograficzne (raczej nie wykonujemy podczas ich trwania zdjęć), ale idea ich powstania wynikła z konieczności określenia terminów dla nas podstawowych czyli: kim jest fotograf - jeżeli jest artystą oraz czym jest fotografia, jeżeli jest sztuką.

Wynikiem powyższego systemu pracy, czy metody warsztatowej jest spora ilość wystaw fotograficznych. Zarówno uczestników zajęć jak i prowadzących. W muzeum HistoriiKatowic zaprezentowaliśmy cykl zdjęć pt. “Kolej rzeczy” Artura Rychlickiego, w katowickiej galerii “Miasta Ogrodów” zaprezentowano dwie wystawy: Jarosława Wiślaka “Znikające Miasta” oraz Krzysztofa Włodka pt. “Budka” zamykające się w projekt pod tytułem “Strefy intymne - nasze malutkie ojczyzny”. Kolejnymi cyklami prezentowanymi ostatnio przez naszych uczestników były dwie wystawy o gorącej ostatnio tematyce ukraińskiej. Urszula Strąk zaprezentowała zdjęcia pt. “Ukraina (mój) portret”, zaś Anna Stanik dyptyki pt. “Pozahoryzontalnie”. Prace warsztatowiczów prezentowane są w ramach wystaw zbiorowych “Życie, teatr”, “Z wypowiedzi rozproszonych”, “Z wypowiedzi rozproszonych vol.2”, a także na blogu blog.warsztaty-fotograficzne.org oraz w galerii warsztatowej.

Specyficznym wynikiem pracy warsztatowej – zarówno fotografi­cznej jak i estetyczno-filozoficznej jest gazeta-fotograficzna.org, wydawana na papierze.

Pracownia, czy jak kto woli siedziba, czy jak jeszcze inni wolą studio fotograficzne oraz ciemnia warsztatów-fotograficznych.org mieści się w centrum Katowic, przy ulicy Drzymały 9/6. Zapraszamy!

Fotografia autorstwa Jarosława Wiślaka
Fot.: Jarosław Wiślak
Fotografia autorstwa Anny Nicto
Fot.: Anna Nicto
spis treści